poniedziałek, 1 października 2012

Szkoła artystyczna i sportowa

30.09.2012


Czy każde dziecko lubi rysować? W Polsce niekoniecznie. Kiedy zadawałam dzieciom rysunki, często rysowały byle jak, byle było. Tutaj w Zambii zmienia się perspektywa.
Blok i kredki to luksus dla nielicznych. Lucy rysuje patykiem po ziemi. Zapala mi się lampka, jak u pomysłowego Dobromira i biegnę po przybory do rysowania. Dzieci są zachwycone. Betirce, Agnes i Lucy stawiają kreski, tworząc z nich arcydzieło. Oczy im się świecą.
Za chwilę przychodzą bracia dziewczynek. „Chcecie rysować?” Kiwają głowami twierdząco. Kolejne kartki idą w ruch. Dołączają się nawet nastolatki. Mały kawałek odlanego betonu, służący za studzienkę jest stołem do rysowania. Witamy w szkole artystycznej.
W nagrodę dzieci dostają po naklejce ze zwierzątkami.  Takie naklejki w Polsce kupuje się po 1,50. Tyle kosztuje ok. 30 naklejek. W Zambii taka naklejka jest na wagę złota. To coś wyjątkowego.
Przekonuję się o tym następnego dnia, kiedy widzę dziewczynki w kościele
z naklejkami przyklejonymi na czołach. I dziś przychodzą do oratorium.

Szkoła artystyczna się rozkręca. Przychodzi Taonga i Kasandy. Rysowanie pochłania ich całkowicie.
Do czasu, kiedy chłopcy chcą grać w piłkę. Idę po nią i przy okazji przynoszę gumę
do skakania. Dziewczyny mimo trudności, nie poddają się. Potem idę po kolejną piłkę,
dla dziewczynek. Gramy w kolanko. Lucy wisi na drzewie jak małpka. Drzewa w Zambii są niesamowicie giętkie. Mimo tego, że cała przyroda nie widziała deszczu od kilku miesięcy, gałęzie się nie łamią, lecz wręcz przeciwnie.

Taonga i Agi podają sobie piłkę. Liczą: „nighte eight, nighte nine, eighte, eighte one… eighte nine, forty”. Ja w tym czasie gram z Bity w nogę.


Po skończonych zajęciach idę do pokoju.
Okazuje się, że mam współlokatorkę. Jest nią mała jaszczurka. Towarzystwa mi więc
nie brakuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz