Nareszcie! Doczekałam się! Już dawno chciałam jechać z
Tomkiem do Sióstr Matki Teresy z Kalkuty, lecz nie mieliśmy dwóch rowerów.
Teraz już mamy.
Wyruszamy więc w nasze wolne popołudnie, by spędzić czas z
ludźmi z tutejszego hospicjum. Ja idę do dzieci. Jest to właściwie coś w stylu
domu dziecka, bo są to dzieci opuszczone lub nie mające rodziców. Biorę kredki,
kartki, plastelinę, puzzle wycięte z papieru, domino i tak obładowana
przekraczam próg. Dzieci są na dworze. Pytamy czy można zorganizować im lekcję
plastyki. Zaraz zbiera się grupa małych szkrabów w wieku od 2 – 6 lat i kilku
trochę większych ok. 9 lat.
Jedna z dziewczynek ma niewykształconą do końca rączkę ale
radzi sobie doskonale.
Nie tylko przytrzymuje kartkę czy kredkę ale nawet potrafi
klaskać.
Na samym końcu siedzi chłopczyk z ropiejącą raną na nóżce.
Na imię ma Junia. Jest bardzo dzielny. Kiedy potrzebuje gdzieś podejść, skacze
na jednej nodze. Widać, że go to boli ale nie płacze. Jest tylko trochę smutny,
bo nikt nie siada obok niego przy stoliku. Szybko kończy rysować zamalowując
kartkę na wszystkie podane mu kolory z wyjątkiem brązowego.
Ten odcień mu się nie podoba.
Siadam obok niego. Biorę kartkę i rysuję: “this is sun, this is cloud, this is house, this
is Junia, this is Justine, this is Monika”. Podpisuję rysunek „for
Junia” i wręczam chłopcu. Na jego twarzy po raz pierwszy pojawia się uśmiech.
Moje serce również się raduje. Jak niewiele trzeba by czyjaś
twarzyczka się rozpogodziła.
Po rysunkach czas na kolację. Dzieci tutaj jedzą same. Od
małego są uczone samodzielności. Karmi się jedynie niemowlaki. Wobec tego jedzą
nie tylko dzieci, ale maskotka, śliniaczek, ławki, stół i podłoga.
Chwilę potem Siostra zabiera mnie do najmłodszych dzieci.
Wręcza mi Ignatiusa i butelkę dla niego. Ignatius jest tak szczęśliwy na moich
rękach, że niespecjalnie myśli o jedzeniu. Wisi u butelki a mleka nie ubywa.
Siostra stwierdza, że mały mnie kocha. Niestety nie mogę dokończyć karmienia,
bo musimy się zbierać. Jeśli wyjedziemy później zastanie nas zachód słońca.
Jednak wiem już, że chcę tam przyjeżdżać.
Matka Teresa, której obraz wisi na ścianie, to niesamowita
kobieta!
Jak również jej siostry, które wychodzą do tych
najmniejszych.
Teraz bardziej rozumiem słowa Jezusa: „Wszystko, co
uczyniliście jednemu z tych (…) najmniejszych: Mnieście uczynili”.
smutne miejsce a tak pięknie o nim piszesz...
OdpowiedzUsuńTy także dzielna jesteś! :)
OdpowiedzUsuńLudzie chorzy, opuszczeni, biedni..., pokazują, że to co najważniejsze i najcenniejsze w człowieku, znajduje się w nim samym- bez względu na wszystko.