1 listopada ulice są przepełnione, niczym studzienki burzowe
w czasie ulewy.
Sznur samochodów w ślimaczym tempie zmierza w kierunku
cmentarza.
Policjanci kierują ruchem, żeby nie było problemu z
zaparkowaniem pojazdów.
Każdy się spieszy, jak do supermarketu na 5 minut przed
zamknięciem.
Za chwilę całe rodziny spotkają się przy grobach swoich
bliskich.
Zapalą znicze. Niektórzy odmówią krótką modlitwę.
Tak jest w Polsce.
A jak wygląda 1 listopada w Zambii.
Na ulicach także jest tłok. Kobiety z koszami owoców na
głowach, jak co dzień pokonują tę samą trasę. Samochody przemieszczają się
jeden za drugim w znajomym kierunku. Bynajmniej nie na cmentarz. Jak każdego
dnia ludzie zdążają do pracy i do szkoły, no ewentualnie na rynek, by sprzedać
swoje towary. Nie ma „public holiday”.
Wszystkich Świętych jest normalnym dniem, takim jak
pozostałe.
Rano idziemy na Mszę. W kościele garstka ludzi. Potem
ruszamy do swoich obowiązków.
Myślami przenoszę się do Polski na cmentarz o zmroku, gdzie
pełno jest żółto – czerwonych światełek. Klimat zadumy i refleksji woła zaraz
tęsknotę za krajem i bliskimi. Tęsknotę, która zagląda do moich oczu, wciska
się do mojego nosa i drapie w gardle, chcąc wycisnąć łzy.
Wracam do Zambii. Na cmentarz mam okazję iść dzień później.
W Dzień Zaduszny mamy Mszę Świętą właśnie w tym miejscu. Przechadzam się między
grobami, w oczekiwaniu na Eucharystię, która się spóźnia. Towarzyszy mi zapach
ziemi, zmieszanej z wodą wczorajszego pierwszego deszczu.
Nagrobki są różne. Niektóre betonowe, inne obsypane naturą.
Wiele z nich nie odwiedzanych od dawna. Zadziwia mnie jedno. Nie widzę ani
jednego znicza. Nie ma tu takiego zwyczaju.
Rozpoczyna się Msza Święta. Pogoda jesienna, zapach kwiatów
sypanych w Boże Ciało
i ludzie ubrani na fioletowo.
Po Ewangelii wypominki: modlitwa za zmarłych jest.
To najważniejsze. Im znicze nie są potrzebne.
:*
OdpowiedzUsuń