Kościół zamieniony na klasę szkolną, ławki zamiast stolików
i podłoga zamiast krzeseł.
To tutaj dziesięcioosobowa grupa dzieci ma zajęcia
wyrównawcze.
Szkoda tylko, że nie udało się tego wprowadzić po lekcjach.
Piszę na tablicy cyfry i litery.
Zamiast gąbki mam reklamówkę foliową. Moje
dzieciaki przepisują. Każde z nich jest inne.
Lauda zatrzymała się na literce F i za żadne skarby nie
wychodzi jej napisanie G i H.
Kręci się na ławce, myśli o niebieskich migdałach. Lauda: write! Tłumaczę jej po
raz kolejny.
John ma poprawić koślawo napisane literki. Siedzi chwilę
obrażony, bo przecież napisał wszystko i mógłby wyjść na przerwę. W końcu udaje
się go nakłonić do pisania.
Na przerwach rozrabia, a tu szybko wykonuje swoją pracę.
Trochę trzeba tylko popracować nad jakością.
Maruto już skończył i nawet powtórzył literki a na przerwę
nie chce wychodzić. Zaczepia kolegów, którzy się uczą. Zawsze to ciekawsze
zajęcie.
Sohan pisze literkę „i” bez kropki. Tłumaczę mu, że ta
kropka jest very important (bardzo ważna). „Very important” powtarza Sohan jak
echo, nie bardzo rozumiejąc, co do niego mówię.
Abram ma swoją wersję literek. Agatha ciągle myli literkę a
(ej) z i (aj).
Dzieciom afrykańskim niełatwo zapamiętać literki. Nie jest
to takie oczywiste.
Trzeba się natrudzić, by je czegoś nauczyć. Jednak lubię te
lekcje.
Mają swój klimat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz