Mandalena niczym nie wyróżnia się spośród innych dzieci.
Czarna skóra, krótko obcięte włosy, białe zęby, sukienka nie pierwszej
świeżości. Tylko może mniej się uśmiecha.
Nie skacze dziś w sznura, nie gra w piłkę, woli rysować.
Jej smutna buzia jest dla mnie znakiem zapytania.
Tomek wynosi ciastka, pokruszone na kawałeczki, by dla
każdego starczyło.
Dzieci rzucają się i biorą po kilka. Mandalena grzecznie
bierze jeden okruszek, którym dzieli się ze mną.
Z grzeczności nie odmawiam. Później dowiaduję się, że jest
to dzisiaj jej jedyny posiłek.
Łzy napływają mi do oczu i czuję, że to nie jest
sprawiedliwe. To już nie są „głodne dzieci”. To moja przyjaciółka Mandalena,
która swojego pustego brzuszka nie zapełni okruszkiem ciastka. Jak zjawa
zakrada się bezradność. Zarzuca mi na plecy swój ciemny płaszcz, który jest
ciężki, jak ze stali.
Mała księżniczka daje mi jednak o wiele cenniejszą lekcję.
Jej ośmioletnie serce udziela mi korepetycji z miłości. Nie pozostanę dłużna.
Aniu, Ty powinnaś pisać!
OdpowiedzUsuńKiedyś dobrze mi się czytało listy od Ciebie, a dzisiaj naprawdę przyjemnie czyta się Twój blog.
Masz rację, to już nie jest tylko "głodne dziecko", a poczucie bezradności może być wyjątkowo ciężkim doświadczeniem- zwłaszcza kiedy chodzi o drugiego człowieka...