Czasem się mówi: „Znam tę drogę na pamięć. Trafię tam z
zamkniętymi oczami”.
To znaczy, że nie muszę się bać, że zabłądzę.
Nie muszę mieć przy sobie mapy, by tam dotrzeć.
Nie muszę co chwilę zerkać na kompas, lub ustawienia busoli.
Jestem pewna, że trafię.
Ale gdyby tak zawiązać komuś oczy i powiedzieć: „idź, ja cię
poprowadzę”, już nie byłoby tak łatwo. Zaufać, że ten, kto prowadzi, nie
zepchnie mnie na manowce.
Uwierzyć, że się nie przewrócę i nie poobijam, jeśli tylko
będę słuchać jego słów.
A co, jeśli kimś takim jest Bóg? Bóg, który zna mnie
doskonale.
Bóg, który chce, bym była szczęśliwa. Fakt: zasłonięte oczy
to sytuacja nie komfortowa.
Przecież nie mogę ocenić czy daleko jeszcze do celu, czy
całkiem blisko.
Powoduje to strach i niepewność. Jednak tylko wtedy, gdy nie
ufam.
Pozwolić Bogu zasłonić sobie oczy – to początek wspaniałej
przygody.
Bo odtąd On będzie moimi oczami. On, który zna drogę.
„On nie
pozwoli zachwiać się twej nodze ani się zdrzemnie Ten, który cię strzeże.
Oto nie
zdrzemnie
się ani nie zaśnie” (Ps 121, 3-4)
Nie bój się, jeśli nie widzisz, bo On widzi.
Nie bój się, jeśli nie wiesz, bo On wie.
On patrzy o wiele dalej, dlatego śmiało możesz iść za Nim,
nawet z zamkniętymi oczami.
Wchodzisz w to?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz