Droga, którą zawsze jeździłam do Makululu, w porze
deszczowej bywa nieprzejezdna.
Kieruję mój rower na drogę alternatywną.
Wjeżdżam i zaraz na starcie widzę drogowskaz: „choose your
way”. Ja już wybrałam.
Mijam stadion piłkarski. Wysoki mur i drut kolczasty sprawia wrażenie, jakby budynek krył jakąś tajemnicę.
Wzdłuż drogi płynie rzeczka, którą utworzyła woda z
pękniętej rury.
Przejeżdżające samochody wznoszą tumany kurzu. Po chwili
czuję, że piasek zgrzyta
w moich zębach. Moje oczy żałują, że nie zabrałam gogli.
w moich zębach. Moje oczy żałują, że nie zabrałam gogli.
Po drodze mijam domy i okoliczne sklepiki. Sprzedają tu
guawę, pomidory, kapustę, bułeczki fritas.
Wjeżdżam na coś, co jest pozostałością asfaltu. Dowód na to,
że droga nie zapomniała czasów swej świetności.
Jadę dość długo i wydaje mi się, że gdzieś tu powinien być skręt w prawo. Decyduję się zaryzykować. Mijam dom w budowie, przeskakuję na podwyższeniu z ziemi, droga rozwidla się. Uparcie jadę prosto. Zamiast do Don Bosco Preschool dojeżdżam do boiska.
Nie jest to boisko szkolne. Czyli… zgubiłam się.
Oczami wyobraźni widzę, jak to błądzę przez kolejną godzinę między tutejszymi chatkami ale szybko odpędzam te myśli.
Pytam ludzi: jak dotrzeć do Don Bosco Preschool? Zero
zrozumienia. Parafia? Jedyne zdanie po angielsku, które wypowiada sprzedawca w jednym ze sklepików, to: „nie mówię po angielsku”. Nie ma
to jak zgubić się w miejscu, gdzie ludzie mówią tylko w bemba. Jednak to nie czas na lekcję tego języka. Nie poddaję się.
Trzeba zawrócić do głównej drogi. Tak też robię. Dalej już idzie jak z płatka.
Dojeżdżam do mojego zakrętu i lekko spóźniona docieram na miejsce.
„Choose your way”. Najważniejsze jednak byś dotarł do celu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz