środa, 14 listopada 2012

Ani jednego znicza


1 listopada ulice są przepełnione, niczym studzienki burzowe w czasie ulewy.
Sznur samochodów w ślimaczym tempie zmierza w kierunku cmentarza.
Policjanci kierują ruchem, żeby nie było problemu z zaparkowaniem pojazdów.
Każdy się spieszy, jak do supermarketu na 5 minut przed zamknięciem.
Za chwilę całe rodziny spotkają się przy grobach swoich bliskich.
Zapalą znicze. Niektórzy odmówią krótką modlitwę.
Tak jest w Polsce.

A jak wygląda 1 listopada w Zambii.
Na ulicach także jest tłok. Kobiety z koszami owoców na głowach, jak co dzień pokonują tę samą trasę. Samochody przemieszczają się jeden za drugim w znajomym kierunku. Bynajmniej nie na cmentarz. Jak każdego dnia ludzie zdążają do pracy i do szkoły, no ewentualnie na rynek, by sprzedać swoje towary. Nie ma „public holiday”.
Wszystkich Świętych jest normalnym dniem, takim jak pozostałe.

Rano idziemy na Mszę. W kościele garstka ludzi. Potem ruszamy do swoich obowiązków.

Myślami przenoszę się do Polski na cmentarz o zmroku, gdzie pełno jest żółto – czerwonych światełek. Klimat zadumy i refleksji woła zaraz tęsknotę za krajem i bliskimi. Tęsknotę, która zagląda do moich oczu, wciska się do mojego nosa i drapie w gardle, chcąc wycisnąć łzy.

Wracam do Zambii. Na cmentarz mam okazję iść dzień później. W Dzień Zaduszny mamy Mszę Świętą właśnie w tym miejscu. Przechadzam się między grobami, w oczekiwaniu na Eucharystię, która się spóźnia. Towarzyszy mi zapach ziemi, zmieszanej z wodą wczorajszego pierwszego deszczu.
Nagrobki są różne. Niektóre betonowe, inne obsypane naturą. Wiele z nich nie odwiedzanych od dawna. Zadziwia mnie jedno. Nie widzę ani jednego znicza. Nie ma tu takiego zwyczaju.

Rozpoczyna się Msza Święta. Pogoda jesienna, zapach kwiatów sypanych w Boże Ciało
i ludzie ubrani na fioletowo.
Po Ewangelii wypominki: modlitwa za zmarłych jest.
To najważniejsze. Im znicze nie są potrzebne.

1 komentarz: