wtorek, 20 listopada 2012

Mała księżniczka


Mandalena niczym nie wyróżnia się spośród innych dzieci. Czarna skóra, krótko obcięte włosy, białe zęby, sukienka nie pierwszej świeżości. Tylko może mniej się uśmiecha.
Nie skacze dziś w sznura, nie gra w piłkę, woli rysować.
Jej smutna buzia jest dla mnie znakiem zapytania.

Tomek wynosi ciastka, pokruszone na kawałeczki, by dla każdego starczyło.
Dzieci rzucają się i biorą po kilka. Mandalena grzecznie bierze jeden okruszek, którym dzieli się ze mną. 
Z grzeczności nie odmawiam. Później dowiaduję się, że jest to dzisiaj jej jedyny posiłek.
Łzy napływają mi do oczu i czuję, że to nie jest sprawiedliwe. To już nie są „głodne dzieci”. To moja przyjaciółka Mandalena, która swojego pustego brzuszka nie zapełni okruszkiem ciastka. Jak zjawa zakrada się bezradność. Zarzuca mi na plecy swój ciemny płaszcz, który jest ciężki, jak ze stali.

Mała księżniczka daje mi jednak o wiele cenniejszą lekcję. Jej ośmioletnie serce udziela mi korepetycji z miłości. Nie pozostanę dłużna.

1 komentarz:

  1. Aniu, Ty powinnaś pisać!
    Kiedyś dobrze mi się czytało listy od Ciebie, a dzisiaj naprawdę przyjemnie czyta się Twój blog.
    Masz rację, to już nie jest tylko "głodne dziecko", a poczucie bezradności może być wyjątkowo ciężkim doświadczeniem- zwłaszcza kiedy chodzi o drugiego człowieka...

    OdpowiedzUsuń