poniedziałek, 1 października 2012

Wąż na szkolnym podwórku


28.09.2012

Jadę rowerem do Makululu. Wokół mnie unoszą się tumany kurzu. Mimo, że jest ranek, to słońce już praży. Co jakiś czas, ktoś krzyczy: how are you? Mijam poszczególne domy
i okoliczne sklepy. Skręcam w lewo. Mijam szkołę Don Bosco i studnię, do której przychodzą kobiety, by nabrać wody do dzbanków, misek i kanek. Owo naczynie wkładają później na głowę i tak niosą do domu. Przez ulicę chłopcy toczą oponę. Tutaj dzieci same sobie robią zabawki.

Dojeżdżam na miejsce. Witam się z nauczycielkami i idę na podwórko. Dzisiaj jest Sport’s Day, więc nie ma lekcji. Przychodzą dzieci ze szkoły obok. Na murze wisi napis: „Witamy uczniów ze szkoły Don Bosco”. Pierwszą konkurencją jest piłka nożna. Wfista odlicza chłopców i zaczyna się gra. W międzyczasie nauczyciele wieszają siatkę. Jednak nie da się powiesić jej tak nisko, by dzieci dosięgły i w końcu siatkę zastępuje sznurek. Gra na boisku toczy się zacięcie. Siedzę między najmłodszymi, z których jedno bawi się moim zegarkiem. Nie pozwala dotknąć go innym. Dwie dziewczynki kłócą się, która ma siedzieć na krześle. Jak to dzieci.

Nagle spora grupa wstaje i zaczynają biec.
Nie wiem co się dzieje. Krzyczą: nsoka, nsoka! Jeden z chłopców chwyta za kij i uderza nim w ziemię. Podchodzę bliżej. Na ziemi leży zielony, prążkowany wąż. Już nieżywy. Nauczycielka kijem sprawdza, czy aby na pewno. Na szczęście tak. Teraz idzie wyrzucić gada.

Pierwsze spotkanie z wężem mam za sobą. Na szczęście nie oko w oko. Dzieci w Zambii są wyczulone i szybko zauważą węża. Przecież mieszkają tu od urodzenia. Dzień sportu się kończy, a ja wracam na naszą placówkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz