Po pół roku w Zambii czuję tę egzotykę dopiero tu.
Tanzania, a zwłaszcza Zanzibar, jest nastawiona na turystów.
Przez to w sezonie jest tu naprawdę drogo. My na szczęście wybraliśmy to miejsce
poza sezonem.
Nie ma tłumów, a wieczorem można się przejść nad ocean na
wspólny Różaniec.
No właśnie: ocean. W życiu bym nie pomyślała, że będę kiedyś
nad oceanem.
W sobotę rano przenosimy się na kolejne wybrzeże: do Nungwe.
Zostawiamy ekwipunek i idziemy na plażę.
Miękki, złocisty piasek, lazurowa woda i słońce, który
świeci tak mocno, że nie mogę otworzyć oczu. Na współ oślep wchodzę do wody.
Jest ciepła!
Cóż za porównanie z zimnym, polskim Bałtykiem.
Fale zdają się płynąć w poprzek. Oczu lepiej nie zanurzać.
Zasolenie takie, że piecze niemiłosiernie. Smak słonawo - gorzki.
Mimo wszystko: przyjemność gwarantowana!
Wieczorny spacer nad oceanem to jest coś.
Raz po raz po plaży przebiega białe, zabawne stworzonko,
zwane krabem.
Patrząc w niebo, widzę gwiazdy: strzelec, droga mleczna,
krzyż południa.
W niedzielę wieczorem siedzimy na plaży i gramy na gitarze.
Piosenki od religijnych po podwórkowe. Klimat niesamowity!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz