piątek, 21 września 2012

Zabawa z ogniem


Kiedy byłam mała, mama mówiła: „nie baw się z ogniem”. Dziś mam okazję bawić się
z ogniem całkiem legalnie. Otóż w Zambii nie ma segregacji śmieci. Do południa więc robię porządki, a to, co jest do wyrzucenia po obiedzie idę spalić. Wychodzę na teren oratorium obładowana reklamówkami z książkami, magazynami i gazetami do spalenia i liczę, że nikt mnie nie zauważy.
No ale przecież jak może biały człowiek ukryć się wśród Afrykańczyków. „Can I help you”? dochodzą mnie głosy. Za chwilę przy dole, w którym mam spalić śmieci stoją dzieci
i młodzież zainteresowane tym, co robię i dlaczego. Do tej pory paliłam ogniska
w harcerstwie i do pieczenia kiełbasek, ale książek nigdy nie paliłam. Próbuję odpalić zapałkę, ale ta się łamie. Niestety zapałki tutaj nie należą do zbyt mocnych. Co więcej draska się wyrobiła. Trochę techniki i się gubię. Z pomocą przychodzi mi Ana – moja imienniczka. Przeszłam na tę wersję mojego imienia, gdyż łatwiej ją zapamiętać.
Dla przykładu z ostatniego przedstawiania imieniem Ania: wyszło Marias, Tomas
and Anias.

Ale wróćmy do ognia. Ana pomaga mi rozpalić ognisko. Dowiaduję się w międzyczasie,
że ma 2 siostry, 5 braci i że śpiewa w chórze, na którego próbę przyszła. Nie może mi więc towarzyszyć cały czas. Za to towarzyszy mi zaraz potem śpiew zambijskich głosów. Wow! Taki akompaniament przy pracy sprawia, że od razu czuję się lepiej. Kończą się zapałki. Idę do sklepu na przeciwko. Wracając słyszę komentarz: muzungu. Muzungu to określenie białego człowieka. Nie da się ukryć, że jestem inna. Jednak nie przeszkadza mi to. Tak naprawdę każdy z nas jest inny, tylko na ogół tego nie widać.
Palenie książek zajmuje mi pół dnia. Nie wiedziałam, że grube książki mogą się palić tyle czasu. Kończy się próba chóru, chłopcy kończą trening. Jeden z chłopaków pije wodę
z rożka do zaznaczania boiska – oryginalny kubek. Ana z siostrą przychodzą się pożegnać. Za chwilę zajdzie słońce.

Dzień w Zambii zaczyna się o 6 rano a kończy o 18. Ja zaś kończę moją pracę. Wyrabiam się na szczęście na kolację, na której mamy gości: małżeństwo z Ukrainy, które już od 8 lat jest tu na kontrakcie. Bardzo fajni ludzie. Szkoda, że jutro muszą jechać dalej, ale obiecali, że jeszcze nas odwiedzą.

1 komentarz:

  1. Och, ja bym zaraz usiłowała przerobić te Twoje stosy makulatury w papierową wiklinę! ;D
    Takie zboczenie zawodowe. :D
    Ostrożnie "baw" się tym ogniem! ;D :D

    OdpowiedzUsuń